Manipulatory pneumatyczne, moduły liniowe i obrotowe, silniki serwo – dla przeciętnego Kowalskiego to naukowy bełkot. Inaczej ma się sprawa ze słowem robot, które chociaż różnie definiowane na stałe zagościło w naszej kulturze za sprawą literatury science-fiction, a później realnego technologicznego postępu. Roboty są coraz powszechniejsze i ku trwodze zwolenników teorii spiskowy prawdopodobnie nigdy już nas nie opuszczą. Dlaczego tak się dzieję?
Czarne prognozy
Według różnych raportów odsetek zagrożonych przez rozwój automatyzacji i robotyzacji miejsc pracy, w zależności od kraju, waha się między 35 a aż 77 procentami. Oznacza to, że prawie ¾ zawodów zostanie przejętych przez roboty. Nie jest to wróżenie z fusów, ponieważ takie badania przeprowadzone zostały przez każdą liczącą się w branży firmę badawczą z Boston Consulting Group na czele. Co ciekawe ustalono, że największy wpływ odczują nie osoby pracujące fizycznie jak miało to miejsce podczas rewolucji przemysłowej, lecz Ci trudniący się zawodami umysłowymi oraz sektor usług. W końcu już dzisiaj inteligentne kasy będące niczym innym jak ubogimi robotami wypierają z marketów zwykłych sprzedawców. Powstaje wiele nowych pytań np. kto zaprogramuje robota lepiej – człowiek czy inny robot?
Żywe ramię przegrywa z pneumatycznym
Musimy pamiętać, że robo-rewolucja to nie tylko coraz doskonalsze mechaniczne ciała robotów wyposażone w kolejne moduły, chwytaki czy napędzające je silniki. Prawdziwy postęp dokonuje się w oprogramowaniu i coraz doskonalszej „inteligencji” maszyn. To właśnie ona niesie za sobą największe ryzyko dla istnienia obecnych zawodów. W końcu robot prowadzący ciężarówkę nie potrzebuję ciała złożonego z setek manipulatorów pneumatycznych żeby ją prowadzić. Niezbędny jest dla niego jednak odpowiedni algorytm, który sprawi, że będzie zwracał uwagę na prędkość, zakręty, znaki drogowe czy inne pojazdy na drodze. Nad takim algorytmem pracuję praktycznie każda firma w branży motoryzacyjnej czy technologicznej.
Od manipulatora do kierownicy Tira
Automatyczne ciężarówki są już testowane na dużą skale w USA, gdzie zawodowy kierowca Tira to zawód wykonywany przez 3,5 miliona osób i będący tym samym najpopularniejszą pracą w 28 z 50 stanów. Obliczono, że zautomatyzowanie tego sektora może przynieść prawie 170 miliardów dolarów oszczędności. Gwoździem do trumny dla kierowców jest to że, roboty to także niekwestionowana poprawa bezpieczeństwa na drogach. Według statystyk aż 87 proc. wypadków z udziałem tirów wynika z winy prowadzącego pojazd. Masową utrata miejsc pracy i brak możliwości szybkiego przebranżowienia nisko wykwalifikowanej siły roboczej będzie jednym z największych wyzwań przed jaką stanie gospodarka tego kraju w swojej historii. Możliwe, że mamy do czynienia z ostatnią generacją ozdobionych i kolorowo świecących tirów z imionami kierowców za szybą.
Rewolucja czy ewolucja
Czy wkrótce czeka nas masowa utrata pracy na rzecz naszych mechanicznych dzieci? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Wszystko zależy od kierunku, który w odpowiednim momencie wybierze ludzkość. Jeśli będziemy w stanie zmienić swoje podejście do konsumpcji tak, że roboty będą pracować za nas i dla nas, a my jedynie spijać śmietankę z tej pracy to czeka nas piękna przyszłość w dobrobycie. Natomiast jeśli obejmiemy kurs, w którym stosowanie robotów będzie służyć jedynie zarobkowi ich właścicieli prawdopodobnie skończymy marnie. Tak czy owak robo-rewolucja budzi tyle samo szans co zagrożeń. Na dzień dzisiejszy jedno jest pewne – wciąż pewniejsi jesteśmy pisowni słowa „ludzki” niż „robotyczny”.